Stare porzekadło mówi, że nie wszystko jest na sprzedaż, choć teoretycznie prawie wszystko sprzedać można...
Informacja o zbyciu zabytkowego budynku byłej szkoły w Lipinach mocno mną dzisiaj wstrząsnęła. Wciąż mam w pamięci pewien pogodny dzień, kiedy nie będąc jeszcze wiceprezydentem Świętochłowic, ale pracując już w Urzędzie Miejskim, zostałem zaproszony przez prezydenta Daniela Begera właśnie do tej szkoły. Towarzyszył nam Marek Wesoły - Poseł na Sejm RP, a oprowadzał po szkole i po dzielnicy obecny prezes MPGL Świętochłowice.
Bardzo dobrze pamiętam te deklaracje i śmiałe wizje rewitalizacji Lipin. Te koncepcje, w jaki sposób wykorzystać potencjał terenu znajdującego się wokół tej szkoły, aby mieć z niego pożytek w przyszłości, aby w ramach idei ekonomii społecznej inwestować nie tylko w rewitalizację tego obszaru, ale przy okazji w dynamiczne działania pomocowe i edukacyjne dla mieszkańców Lipin.
Co zostało z tych deklaracji? Nic. Zero. Temat rewitalizacji tego miejsca umarł, tak jak umarły domki fińskie. Szkołę - zabytek sprzedano za przysłowiowy "marny grosz", nie informując nawet o tym ani słowem mieszkańców. Ktoś powie: Nowy inwestor ją wyremontuje. Może tak, a może nie, nie mamy już na to żadnego wpływu.
Uważam, że nie można dobrze myśleć o przyszłości miasta nie pamiętając o jego historycznym dorobku. Sprzedając zabytek, który wpisał się w historię dzielnicy i całego miasta, to jakby sprzedać część historii tego miasta. Przywołany w artykule przypadek z Chorzowa jest tego doskonałym przykładem. Szkoda, że nie słucha się ludzi...